Dzieciom często się mówi, że niedźwiedzie zapadają w sen zimowy i to prawda, jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, czym z biologicznego punktu widzenia jest ten ,,sen". Bo nie jest to z pewnością taki rodzaj snu w jaki zapadamy co noc. Wręcz na odwrót, ten tzw. sen zimowy dzikich zwierząt to jest pewien rodzaj tymczasowej, bardzo głębokiej hibernacji, porównywalny pod względem reaktywności na bodźce zewnętrzne z poziomem przytomności człowieka w całkowitej narkozie. Takie zwierzę nie jest w stanie się obudzić z powodu np. hałasu, całe jego ciało niejako ,,zmienia tryb pracy" przystosowując się do tych specyficznych warunków otaczającego świata, cały metabolizm zwalnia nastawiając się głównie na katabolizm brunatnej tkanki tłuszczowej, w celu zapewnienia najważniejszej, głównej czynności życiowej tj.utrzymania ciepła. Wszystkie inne funkcje życiowe zmniejszają swoją intensywność do niewiarygodnego poziomu, takiego, jaki nigdy się nie zdarza poza okresem zimowym. I ja na przykład czytałam mojemu kuzynowi gdy był mały bajki o misiach którym śni się zimą ul pełen miodu i teraz, kiedy dorosłam, jestem szczerze zawiedziona tym oszustwem jakiemu byłam poddawana i jakie sama rozprzestrzeniałam. Miś w stanie hibernacji nie ma snów.
I co to ma do rzeczy? Właściwie prawie nic, tak mi przyszło do głowy, bo kiedyś miałam taką myśl która mnie rozbawiła z tym związaną.
,,Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu!" (Iz 40, 3)
Na początku ewangelii według świętego Mateusza jest fragment o tym, że Jan Chrzciciel wychodzi na Pustynię Judzką, żeby lepiej usłyszeć Słowo Boże i jako ,,głos wołającego na pustyni" zachęca do nawrócenia przed przyjściem Pana. Kiedyś medytując to Słowo miałam bekową według mnie myśl, że Jan wyszedł na pustynię, ale było tam tak cicho, pusto i nudno, że zahibernował się jak niedźwiedź i stwierdził, że poczeka aż ten Mesjasz w końcu przyjdzie. Nieśmieszne, wiem. Ale ja jako dziwak, śmiałam się z dwie minuty. Nie wszedł w stan hibernacji, bo przecież ,,wołał" z tej pustyni, no chyba, że robił to przez sen, nie wiem. Ale nie sądzę, nie poszedł tam w końcu, żeby spać, tylko żeby słuchać.
I ja po kilku dniach rozmawiania z księciem po tym, jak poznałam prawdę, stwierdziłam, że najwyższy czas wypierdzielać na pustynię. Nie dlatego, że jakoś desperacko chciałam usłyszeć Słowo, o nie, to zdecydowanie za wysoki poziom dla mnie. Po prostu czułam, że potrzebuję chwilowego odcięcia się, byłam przed ważnym kolokwium z anatomii i potrzebowałam skupić się na nauce, a rozmowy z księciem, mimo szczerych chęci pozostawały trudnym i męczącym mnie psychicznie zdaniem.Powiedziałam tylko nie chcę rozmawiać, odezwę się po kole i znikłam. Chyba też trochę sądziłam, że jak odpocznę, częściowo ,,przeboleję" to wszystko, będzie mi łatwiej znaleźć z tego wszystkiego jakieś wyjście, takie które Bóg by pochwalił. Takie dobre. Trochę chyba wyobrażałam sobie, że idę na pustynię, jak Jan, i tak samo usłyszę coś, jakąś wskazówkę, jak żyć z tym wszystkim dalej.
No i uczyłam się, bardzo ,,ostro" jeśli się tak mogę wyrazić, zdałam wszystko co było do zdania i po fakcie usiadłam z całkowitą pustką w sercu i głowie rozumiejąc tyle co wcześniej, czyli prawie nic. Cały ten czas pracowałam tak ciężko, że nie miałam czasu ani ochoty wracać myślami do problemów, od których chciałam odpocząć. To nie była żadna pustynia, zwykła hibernacja, sen, przestawienie metabolizmu na tryb ,,nauka-sen-jedzenie" i nic więcej. Taki czas nie mógł pomóc w niczym. I kiedy zniknęło to, czym wypełniałam sobie ten czas ciszy, całe to cierpienie i rozgoryczenie, że Bóg nic nie powiedział, chociaż chciałam, żeby to zrobił, wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Teraz, patrząc z dystansem, wiem, że wcale tak naprawdę się nie uciszyłam i nie słuchałam, mimo iż tak twierdziłam. I to dość oczywiste, jednak kiedy się jest bardzo nieszczęśliwym, trudno zobaczyć coś poza swoim nieszczęściem. Dlatego wtedy stwierdziłam, że takie bycie cicho nie ma sensu, że Bóg najwidoczniej ma to gdzieś i nic nie odpowie na moje pytania, a ja muszę po prostu zacząć cierpieć pełną parą zamiast to tłumić i mieć nadzieję, że w ten sposób, czy ja wiem, może szybciej skończą mi się łzy. Tak, chyba taka była moja logika wtedy. I tego postanowiłam się trzymać.
Może i dobrze, wiecie, bo gdybym tak jak Jan wysłuchała się w siebie i poprosiła Boga o komentarz, jeśli usłyszałabym tylko ,,nawróć się", to i tak bym tego nie przyjęła do wiadomości. Wtedy dla mnie takie rady były gówno warte po prostu.
W międzyczasie przyszła zima do miasta, wyciągnęłam moją zimową kurtkę z szafy i pomyślałam sobie, że takim misiom to fajnie, może i nie myślą, ale też nie czują, niczego, bólu też. I to była bardzo fatalna myśl. Gdyby nie takie jak ona, nic złego by się ze mną nie stało.
O, a w ogóle, to ucieszyłam się dziś :) i to tak szczerze. To było miłe, lubię takie momenty większej pobudki. Może są dobrym znakiem?
Papa wszystkim, nie zasypiajcie, jeśli nie musicie do jutra.
Może i dobrze, wiecie, bo gdybym tak jak Jan wysłuchała się w siebie i poprosiła Boga o komentarz, jeśli usłyszałabym tylko ,,nawróć się", to i tak bym tego nie przyjęła do wiadomości. Wtedy dla mnie takie rady były gówno warte po prostu.
W międzyczasie przyszła zima do miasta, wyciągnęłam moją zimową kurtkę z szafy i pomyślałam sobie, że takim misiom to fajnie, może i nie myślą, ale też nie czują, niczego, bólu też. I to była bardzo fatalna myśl. Gdyby nie takie jak ona, nic złego by się ze mną nie stało.
O, a w ogóle, to ucieszyłam się dziś :) i to tak szczerze. To było miłe, lubię takie momenty większej pobudki. Może są dobrym znakiem?
Papa wszystkim, nie zasypiajcie, jeśli nie musicie do jutra.
I'll stay with you tonight
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz