środa, 5 grudnia 2018

Dzień 7. O umieraniu.

Dzieńdobrywieczór. Mam nadzieję, że jesteście gotowi na dzisiejszy turbobólodupny post o umieraniu. Ja też nie, spokojnie. Ale akurat ta tematyka mocno siedzi we mnie ostatnio, więc, mam nadzieję, po wyrzuceniu tego z siebie będzie mi lżej.

Umieranie samo w sobie nie jest złe według mnie. Jeśli mamy na myśli pozwalanie na śmierć egoizmu, zmęczenia na rzecz czegoś ważniejszego, złości, dumy etc. wewnątrz siebie, to nie jest nic złego. Czasem można by pewnie stwierdzić, że negatywne emocje też są częścią naszej natury i nie można ich tłumić i ja się w pełni z tym zgadzam. Ale jest tłumienie i tłumienie, jak zawsze. I to się rozciąga na wszystkie uczucia według mnie, nie tylko złe. Gdy coś się dzieje, co cię rani, masz prawo być zły, masz prawo krzyczeć ze złości, jak najbardziej. Dylemat się pojawia, gdy masz ochotę krzyczeć, bo masz np. zły dzień po prostu albo z powodu jakichś błahostek. Wtedy warto się zastanowić, czy to jeszcze wciąż tłumienie, czy już chronienie, kogoś kogo się kocha najczęściej, bo dla kogo innego mi przynajmniej chciałoby się tak trudzić. I taka śmierć tych złych emocji spowodowana własną decyzją jest dobra według mnie. Cenna, warta walki o nią. 

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Miarą uczuć wcale nie jest przecież to czego się nie robi, a to w czym się podejmuje inicjatywę właśnie. Więc znajdujesz kogoś lub coś, co jak ci się zdaje kochasz i zaczynasz się zastanawiać, co zrobić. Czasami się okazuje, że są potrzebne poświęcenia, więc ok, zgadasz się na nie. Zarywasz noce, zaharowujesz się, ciągle masz przed oczami swoją miłość i to, co możesz dla niej zrobić, tak bezinteresownie i jakie to będzie piękne, dobre i tym podobne bzdury. I tak sobie umierasz powoli w środku dla czegoś, poświęcając coraz większe części siebie, bo przecież tak powinno być, taka jest miłość.

I ja chyba mam ambiwalentne poglądy na taki styl bycia. To nie musi być złe, faktycznie jeśli się kocha, to wymusza szereg poświęceń. Ale bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza jest motywacja. Bo wiecie, łatwo jest się zgubić, łatwo jest wyciągnąć sobie ze środka poczucie własnej wartości i przenieść na coś, a potem nałożyć temu czemuś plakietkę ,,moja miłość" i już uważać, że wszystko gra. Tymczasem nie, wcale nie. To się kończy tak jak u mnie, że poświęcacie za dużo i robicie niesamowicie trudne rzeczy dla kogoś kto w ogóle tego nie dostrzega ani nie docenia. I taka osoba nigdy nie sprawi, że poczujecie się wartościowo, po prostu nie będzie w stanie. To wcale nie chodzi o to, co ktoś jest w stanie zrobić dla ciebie, jeśli twoje umieranie jest bezinteresowne, to takie ma być i kropka. Żadnych ale, choćbyście nie wiem jak umierali.

Wiecie dlaczego nikt ani nic z zewnątrz nie pomoże ci poczuć, że masz wartość?

Bo w niczym, poza tobą, nie ma twojej własnej wartości. It's simple as that. To, co sprawia, że jesteś cenny, nie jest zależne od tego co zrobisz dla siebie czy dla kogoś. Po prostu, już masz to w sobie i będziesz mieć nawet będąc najgorszym draniem. Nie można się tego z siebie pozbyć.
Piszę to, dlatego, że dobrze jest to w sobie zobaczyć na początku. Zanim się zacznie decydować, czy już umierać. Bez tego umieranie jest koniecznością, nie wyborem.


To chyba Jan Paweł II powiedział, że godność osoby ludzkiej to godność dziecka Bożego. Blablabla w kółko o tym Bogu, już wszyscy mają dość pewnie. Przepraszam. Niechcący. To nie jest najważniejsze co chciałam powiedzieć. Najważniejsze co chciałam powiedzieć to, że naprawdę do dupy się umiera po to, żeby się poczuć kimś cenniejszym, dla osoby, która to permanentnie depcze. Naprawdę, możecie mi wierzyć. Choć nie winię go, to nie jest niczyja wina, że zdecydowałam szukać poczucia własnej wartości poza sobą. Niczyja, tylko moja. Więc jeśli macie tą możliwość, nie powtarzajcie mojego błędu i nie róbcie tak. Najpierw zobaczcie, co w was jest warte tego, żeby zato umrzeć. W każdym człowieku są takie cechy, jestem tego pewna. A potem decydujcie, jeśli chcecie, to umierajcie dla kogoś albo czegoś. A ktoś jeśli zechce to umrze dla was.

Ale nie umierajcie tylko po to, żeby czuć, że robicie coś dobrego. Nie umierajcie po nic tak naprawdę. Nawet ten Bóg wiedział, że po nic nie ma sensu umierać.

Baju.


So sick of pretending that I'll be ok

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz